Przegrałem jak Beata Szydło w Brukseli, czyli ul. Magnoliowej ciąg dalszy.
Przegrałem jak Beata Szydło w Brukseli. No może wynik był trochę lepszy, bo oprócz mnie, "za" głosowała jeszcze jedna osoba.
W dniu wczorajszym (9 września 2019 r.) odbyło się spotkanie części mieszkańców Osiedla nr 7 mieszkających na terenach dawnej cukrowni. W spotkaniu uczestniczyli byli pracownicy cukrowni oraz osoby zamieszkałe tu po likwidacji zakładu. Głównym punktem zebrania było zaopiniowanie wniosków dotyczących zachowania pamięci o byłej cukrowni. Jednym z wnioskodawców byłem ja i to mnie przypadło w udziale jego referowanie. Ponieważ wniosek był oficjalną petycją do władz gminy, przeszedł uprzednio przez wszystkie obowiązujące szczeble administracji samorządowej i został pozytywnie zaopiniowany. Wielu mieszkańców popierało ten wniosek w czasie wcześniejszych rozmów, niektórzy złożyli podpis pod petycją.
Przebieg spotkania przebiegał tradycyjnie - jak w sejmie w czasie burzliwych obrad. Kiedyś się też mówiło "jak w czeskim filmie - nikt nic nie wie". Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, ale czy sami czasem tak o tym nie myślicie?
Co do meritum spotkania, to:
wniosek o zmianę nazwy budowanego osiedla "Osada" na "Nowa Osada" zachowując nazwę "Osada" dla istniejącego już osiedla, okazał się z punktu prawnego chybiony, a jego realizacja zależała od dobrej woli inwestora, który jej nie wykazał i sprawa została zamknięta.
wniosek o umieszczenie w odpowiednio wyeksponowanym miejscu tablicy pamiątkowej o byłej cukrowni został prawie niezauważony. Jedna tylko osoba dała mi błogosławieństwo i stwierdzenie, że "pomoże mi w zdobyciu symbolicznej złotówki" na realizację projektu. Dziękuję, "złotówki" już zaoferowali ludzie i instytucje spoza środowiska byłych cukrowników, a nawet spoza Wielunia - widać "myślący inaczej".
wniosek do władz o podejmowanie w przyszłości konsultacji decyzji dotyczących zachowania pamięci o byłej cukrowni nie był w ogóle dyskutowany, w ferworze krzyków i oskarżeń nie został zauważony.
Dyskusję, a właściwie wielkie, w większości negatywne emocje wywołała sprawa zmiany nazwy ulicy "Magnoliowej" na "Janusza Kotarbińskiego".
Aby próbować zrozumieć to "NIE" przypomnieć muszę inne spotkanie Osiedla nr 7. W związku z tym, że IPN uznał Aleksandra Zawadzkiego za "niesłusznego" patrona ulicy leżącej na terenie dawnej cukrowni, należało nadać ulicy inną nazwę. Zaproponowałem wtedy "ul. Cukrownicza". W swojej naiwności uważałem, że ludzie pracujący kiedyś w tej cukrowni, poprą nazwę tą lub podobną, (a była taka złożona przez kogoś innego). Niestety, rozpętało się piekło. Usłyszeliśmy - "zamienimy "niesłusznego" Zawadzkiego na "słusznego" Zawadzkiego, bo taki jest", "jeśli chcesz zmieniać nazwę ulicy, to zmieniaj swoją", "urodziłam się na Zawadzkiego i na Zawadzkiego chcę umrzeć", "nie będę zmieniał dowodu i za to płacił", itp. Oczywiście wniosek nawet nie był poddany głosowaniu, bo osoba prowadząca zebranie została zakrzyczana. Nawet nie zauważono tłumaczenia, że za wymianę dowodu w takim przypadku się nie płaci.
O ile mogę jakoś zrozumieć tamte argumenty, to nie rozumiem tego wczorajszego "NIE". Najpierw padło kpiące pytanie - a kto to jest, ten Kotarbiński? Wytłumaczyłem. Nie pomogło. Uznano, że Kotarbiński jest zły. Przekrzykiwano się - przecież znów kiedyś ktoś to może zmienić - mówiono. Ano może, co nie znaczy, że nie można zrobić tego właśnie teraz.
Inny głos -"magnolii jeszcze nie ma, ale ulica będzie nimi obsadzona". Można też nimi obsadzić ul. Kotarbińskiego. (Mogły przecież też zostać ogródki działkowe, już zapomnieliście, jak Wam je zabierano?)
Przecież przy tej ulicy jeszcze nikt nie mieszka, nawet tego symbolicznego dowodu osobistego nie trzeba było zmieniać, co poprzednio było koronnym argumentem.
Próbowałem wytłumaczyć, że chodzi o zachowanie pamięci. Czy już nie pamiętacie, drodzy oponenci, z jakim bólem podglądaliście przez dziury w płocie, kiedy cukrownia była dewastowana, jak wyciągano z niej urządzenia z przeznaczeniem na złom? Ile zdjęć opublikowano w internecie, ile żali wylano w komentarzach? Nie pamiętacie, jak boleliście nad wycinanymi kilkudziesięcioletnimi drzewami? Nie pamiętacie wielu słów żalu i przyjaznych komentarzy na Facebook'u, kiedy pisałem o umierających stawach i szukających wody łabędzich, które nie mogły wykarmić młodych? Nie pamiętacie, że Wasze wołanie o pomoc, gdy uruchomiono naprzeciw Waszych domów wytwórnię masy asfaltowej zostało niezauważone? Zapomnieliście jak jesteście bezradni, kiedy pod waszymi oknami jeżdżą ciężarówki z piaskiem i niszczą ulicę?
Czy już zapomnieliście cukrownię "Wieluń" w Wieluniu, która była dla Was i Waszych rodzin miejscem pracy i karmicielką przez 90 lat, że mówiono o Niej - Nasza Cukrownia?
Cukrowni nie ma, może warto zatrzymać pamięć o niej?
Zmian własnościowych i rozwoju przemysłu nie da się zatrzymać, możemy tylko próbować ograniczyć szkody, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale do tego potrzebna jest jedność i mądrość.
Jest jednak nadzieja, a nawet pewność, że kiedyś ten obecny bałagan się skończy, tereny będą uporządkowanie, a ludzie będą mieli pracę. A winnym obecnemu stanowi rzeczy nie jest WIELTON, burmistrz czy Ustyniak, ale ci, którzy doprowadzili do likwidacji cukrowni, a tych nie znajdziecie.
Wczoraj mieliśmy szansę dokonać malutkiej zmiany wokół nas, mającej na celu zachowanie pamięci o zakładzie naszych dziadków ojców, matek i Was samych w wielu przypadkach.
Jednak zamiast chwili wysłuchania, zastanowienia się, dyskusji, stało się to, co najłatwiejsze - nie bo nie i już. Bo rzeczowych argumentów to jakoś nie usłyszałem. A właściwie był tylko jeden rzeczowy argument na "nie" - inwestora nowego osiedla, który rzeczowo i logicznie uzasadnił swój sprzeciw. Ale to był jeden głos, a głos mieliśmy wszyscy.
Ja szanuję podjętą w tym głosowaniu decyzję, co nie znaczy, że ją rozumiem.
Jest mi żal, że tak się stało.
Obiecuję, że więcej naiwnym facetem w sprawach lokalnej społeczności nie będę.
Nauczkę przyjąłem.
Pozdrawiam.
Tadeusz Kotarbiński, brat naszego kandydata na patrona ulicy napisał:
"Porządek trzeba robić, nieporządek robi się sam".
Powrót
|