ŻOŁNIERSKIE ŻYCIE
Po odbyciu podstawowej służby wojskowej przeszedł do służby zawodowej. Stopniowo awansował do stopnia sierżanta włącznie. Wysoki, wysportowany, zdrowy, samodzielny, wiódł żywot zawodowego podoficera.



Daleko od domu, domowych obowiązków w różny sposób wypełniał sobie czas. Jego ulubionym sportem był boks. Opowiadał wielokrotnie, jak to kiedyś w czasie treningu tak "przyłożył" podobnemu sobie, że ten wypadł przez okno sali gimnastycznej.

Żywił się w kantynie, czasem "na mieście". Kiedyś wspominał, że w pewnym okresie bardzo pił, zresztą tak jak wielu innych zawodowych wojskowych. Kiedy doszedł do tego, że pił do sam lusterka powiedział sobie - stop. Miał twardy charakter, porzucił zarówno alkohol jak i papierosy palone w ogromnych ilościach. W innym okresie był tak tęgi, że nie mógł sobie zawiązać butów, ale dzięki niezłomnemu charakterowi powrócił do normy.

Zapamiętałem jeszcze inne opowieści ojca z tego okresu.
Pewnego razu, kiedy przyszedł do wojska nowy rocznik, ojciec miał służbę na kompanii. Żołnierzowi dyżurnemu, wielkiemu i prostemu chłopakowi pochodzącemu z zacofanej wsi na kresach, kazał w nocy pogasić światła na korytarzu i iść spać. Rano następnego dnia ku zdziwieniu wszystkich okazało się, że wszystkie żarówki na tym korytarzu są porozbijane. Wezwany żołnierz dyżurny powiedział, "że dmuchał i dmuchał, a te lampy nie chciały się zdmuchnąć, pomógł dopiero kij".
Opowiadał mi również inne historie z tego okresu, ale pozostawię je na inną okazję.

Prawdopodobnie był związany z dziewczyną z Brześcia. Dokładniejsze informacje na temat ich związku nie są mi znane. Panna miała na imię Nata - tak podpisuje się na zdjęciach z 1933 i 34 roku. Związek został przerwany przez wybuch wojny i powojenną zmianę granic.

     


W pewnym okresie służby ojciec został przeniesiony do Warszawy. O ile pamiętam, musiało to być ok. 1938 - 39 roku. Niestety, nie wiem w jakiej był jednostce, wiem natomiast, że sporządzał tam szczegółowe plany Warszawy. Umieszczał na tych planach ścieżki, podwórka i przejścia między nimi, ogrody i przebiegające w nich aleje i dzikie ścieżki - to wszystko, co nie figurowało na oficjalnych planach miasta. Zapuszczając się w takie miejsca, spotykał tam różne typy z warszawskich przedmieść - czasem musiał uciekać, czasem się bić. Aż do śmierci pamiętał lokalizację i nazwy dzielnic, ulic i parków, pamiętał też te dziwne przejścia przez podwórka i parki.

Według wspomnianej już przedwojennej Encyklopedii, ówczesna Warszawa zajmowała obszar 12 468 ha, w tym 675,9 ha ulic i placów 526,9 ha ogrodów publicznych i skwerów. Obwód miasta wynosił 53 km. W 1936 Warszawa liczyła 1 232 500 mieszkańców, w tym 70,5% Polaków a wśród nich 66,9% stanowili katolicy i 1,8% ewangelicy. Następną dużą grupę narodowościową stanowili Żydzi - prawie 30 % ludności Warszawy. Gęstość zaludnienia wynosiła 10 000 ludzi na 1 kilometr kwadratowy.

Po rozpoczęciu służby zawodowej Kazimierz Ustyniak rzadko przyjeżdżał do rodzinnego Niedzielska. Nie ma go na rodzinnym zdjęciu ze ślubu brata Jana z 1927 roku, był wtedy w służbie czynnej, ale i na inne okazje i uroczystości, nawet w czasie urlopów nie przyjeżdżał. Brześć stal się dla niego nowym domem, a w Niedzielsku powoli o nim zapominano - przecież od 12 lat mieszkał w Brześciu.

W tamtych stronach zastał go wrzesień 1939 roku.
Opracował: Adam Ustyniak
do góry